Kobieta po 40-stce, przygnieciona poczuciem winy na wielu frontach w swoim życiu. Co ciekawe, to poczucie winy przejawia się w relacji z dziećmi, mężem, byłym mężem oraz matką. Natomiast w aspekcie kariery zawodowej schowane jest pod brakiem pewności siebie, pod niepewnością, co do kierunku działania, pod słabą relacją finansową.
Kobieta dźwigała poczucie winy za rozpad małżeństwa (czytaj rodziny), co przejawiało się tym, że starała się ciągle zadowolić dzieci, żeby wynagrodzić im rozłąkę z tatą oraz pobłażała byłemu mężowi jego częste zmiany w terminarzu spotkań z dziećmi. Zawsze starała się, aby w domu wszystko było zrobione, aby spełniać wszystkie narzucone społecznie role. Robiła to kosztem siebie, swojego zdrowia fizycznego i psychicznego, dokładając sobie kolejne poczucie winy, że nie udaje jej się wszystkiemu sprostać. To wszystko potęgowała niewystarczająca ilość pieniędzy na spokojne życie każdego miesiąca, konflikt wewnętrzny pomiędzy jej wewnętrznym powołaniem a pracą etatową i znów poczucie winy, że nie wykorzystuje w pełni swojego potencjału, bo mogłaby zarabiać więcej. Z czasem czuła coraz większe zniechęcenie, wypalenie, przytłoczenie, a codzienna presja, jaką wywoływała na sobie samej skrajnie wyniszczyła jej układ nerwowy.
Jeśli znajdujesz punkty wspólne z historią tej kobiety, to po pierwsze gratuluję Ci szczerości z samą sobą. Przyznanie się do tego przed sobą, zobaczenie siebie taką nagą – bez masek, bez udawania, bez pudru jest bardzo dużym wyzwaniem. Jeśli zobaczyłaś szczerze siebie i to, w jakim miejscu jesteś, jak bardzo się uwikłałaś w pewne schematy postępowania, to oznacza, że jesteś gotowa to zmienić.
Niektórzy krzyczą „wyjdź z tego wewnętrznego więzienia, drzwi są otwarte”… Tak, często to my sami siebie zamykamy w tym „więzieniu”, to my jesteśmy dla siebie zarówno zamkiem (kłódką), jak i kluczem. Z tym, że jeśli przez lata funkcjonowałaś w oparciu o jakąś swoją wewnętrzną historię, czyli też poruszałaś się po utrwalonych ścieżkach neuronowych, to zmiana tego jest procesem, który wymaga czasu i powtarzania, by utworzyły się nowe ścieżki neuronowe w Twoim mózgu. To, że tak po prostu wyjdziesz z owego „więzienia” podziała tylko na chwilę, a kiedy nakręcona pozytywnie fala emocji opadnie, to jest duże prawdopodobieństwo, że owe „więzienie” zabierze Ciebie bardziej i głębiej.
Niektórzy krzyczą, że są ekspertami, że ich metoda pracy jest najlepsza i w 100% skuteczna. Otóż nie ma metod skutecznych w 100%. Nie ma metod, które pomogą zawsze i każdemu, tak jak i nie ma uniwersalnej recepty na szczęśliwe życie, która zadziała u każdego. Osobiście trzymam się od takich ekspertów daleko, bo często głośność krzyku, wyszczekania i arogancji jest odwrotnie proporcjonalna do umiejętności i skuteczności.
Ludzie są różni, mają różne kanały percepcji, różne schematy postępowania, wiele warstw tego, co dźwigają, nawarstwione zniekształcone obrazy samych siebie oraz doświadczeń, jakie nazbierali w życiu. Do każdego trzeba podejść z pokorą i ciekawością, z wyczuciem i współodczuwaniem, z szerszą perspektywą i świadomością konsekwencji własnych słów i czynów podczas terapii, by uczciwie zobaczyć, czy dana metoda pomoże i w jakim stopniu. Nie da się z góry zagwarantować rezultatów w pracy z drugim człowiekiem, bo człowiek sam w sobie jest czynnikiem zmiennym. Do tego dochodzi otwartość, gotowość do pracy ze sobą i do zmiany, przekonania osoby, która przychodzi na terapię. Skuteczność terapii leży oczywiście także po stronie terapeuty i jego przekonań, jego umiejętności, szerszej percepcji i poziomu świadomości.
Jednakże niezależnie od tego, jakiego terapeutę i metodę pracy ze sobą wybierasz, to są rzeczy, które możesz zrobić już teraz, aby sobie pomóc. Ze wspomnianą na początku artykułu kobietą pracowałam przede wszystkim z tym poczuciem winy. Prowadziłam ją, aby pozwoliła sobie głęboko, całą sobą to poczuć, choć było to dla niej bardzo trudne. Ty także nie uciekaj od trudnych emocji i odczuć. Nie uciekaj w jedzenie, picie herbaty / kawy / wina, w inne używki, seriale, działanie, byle by tylko zagłuszyć napływające emocje i nie czuć. Te uczucia nie znikną, tylko będą się gromadzić w Tobie i porywać Cię co jakiś czas. W takich chwilach potraktuj siebie, jak swoje ukochane dziecko, które najbardziej na świecie potrzebuje teraz utulenia, potrzymania za rękę, pogłaskania po plecach.. po głowie, ukochania, oddechu i Twojej obecności. To jedno mogę Ci zagwarantować, że jeśli to sobie dasz i wytrwasz ze sobą w tych emocjach bez uciekania, pomimo lęku, że się rozpadniesz, że te emocje swoją intensywnością Cię zniszczą, to one szybciej przepłyną. Co więcej, jeśli pozwolisz sobie świadomie przeżyć te emocje, to jeśli będą powracały, to będą coraz słabsze i coraz łatwiej będzie Ci je przeżyć i uwolnić, a Ty poczujesz się coraz lżejsza w środku.
Aby dotrzeć do głębszych warstw, kryjących się pod przytłaczającymi emocjami możesz prowadzić ze sobą rozmowy – w swojej głowie lub pisemnie, prowadząc dziennik. Zadawaj sobie pytania: kiedy się tak czujesz, przy kim, w jakich okolicznościach, co Ci to robi, co Ci to daje, od czego Cię to oddziela, w czym Cię to ogranicza, przed czym Cię to chroni, co Ci to pokazuje o Tobie, kiedy pierwszy raz się tak poczułaś (pierwszy, który pamiętasz) itp. Po nitce do kłębka.
U wspomnianej kobiety za poczuciem winy stał program urodzeniowy narzucony przez jej matkę, która spłodziła i urodziła córkę dla siebie, czyli do zaspokajania swoich potrzeb. Skutkowało to tym, że tak zaprogramowana urodzeniowo kobieta miała ogromny problem, a często wręcz niemoc wybierania siebie i dla siebie. Stawiała siebie i swoje potrzeby na końcu listy, o ile w ogóle je widziała. Miała niszczące poczucie winy, kiedy wybierała siebie, kiedy wybrała zakończenie małżeństwa, w którym od czuła, że marnieje. Długa droga, aby to zmienić i to nie tylko podczas sesji terapeutycznych, ale także podczas pracy własnej tej kobiety, bo przy tworzeniu nowych ścieżek neuronowych ważne, aby powtarzać nowe schematy bardzo często w codziennym życiu. Musi ona pozwalać sobie na ukochanie siebie podczas napływania trudnych emocji, troszczenia się o siebie każdego dnia, na wybieranie siebie małymi krokami, na stawianie zdrowych granic, na pisanie dziennika…
Często największą presję wywołujemy same na sobie. Pozwólmy sobie pozwalać sobie na więcej lekkości, radości, podążania za własnym wewnętrznym przepływem.
– Beata
Poczytaj więcej: